Pogrzeb prof. Zofii Szkolnickiej: to było piękne pożegnanie wśród piątkowej rodziny!
W tygodniu Wszystkich Świętych wracamy do marcowego pogrzebu emerytowanej bibliotekarki V LO – profesor Zofii Szkolnickiej, dystyngowanej damy jeżdżącej do Szkoły elegancką, rowerową damką z Grabiszynka, z ulicy Tokarskiej. Warto dodać, że obie córki profesor Zofii: Jolanta (matura 1980) i Beata (1982) też są oczywiście absolwentkami „Piątki”. Gdy się doda, że wraz z niżej podpisanym chodziły do SP nr 82 przy ulicy Blacharskiej, to nietrudno było dostrzec, że podczas mszy św. w kaplicy oraz pochówku na Cmentarzu Grabiszyńskim liczna rzesza żałobników mogła czuć się jak w wielkiej rodzinie.
Na zakończenie mszy usłyszałem zabawną historię z happy endem (nawet jak zwykle fatalne nagłośnienie w kaplicy cmentarnej, tym razem, dzięki chyba delikatnemu głosowi mówiącej, zaczęło poprawnie działać!), oczywiście z profesor Zofią w roli głównej, choć smaczku dodawała druga postać, znana wszystkim Polakom. Oto co rzekła Beata Szkolnicka:
Mama w latach sześćdziesiątych była kierowniczką biblioteki Okręgowego Klubu Oficerskiego. Generał Jaruzelski zaprosił do Warszawy bibliotekarki z ośrodków z całej Polski, żeby w tej formie podziękować im za pracę. Mama weszła do sali ostatnia i było już tylko miejsce obok samego generała. Wojciech Jaruzelski – Mama wspominała – był nieprzygotowany, wszystko więc źle wypadło i po jego przemówieniu zapadła niezręczna cisza. Mama wtedy zabrała głos i powiedziała, że według Winstona Churchilla dobre przemówienie to takie, gdzie koniec jest blisko początku, a generał spełnił ten wymóg. I wtedy wybuchły brawa, śmiech i zapanowała całkiem inna atmosfera! Oczarowany generał cały czas podsuwał Jej czekoladki i nalewał koniak. Mama nie zdążyła jeszcze wrócić do Wrocławia jak doszła informacja, że jest najinteligentniejszą bibliotekarką ze wszystkich ośrodków… Ale to jeszcze nie koniec tej historii, bo nastąpił ważny telefon z Warszawy, po tym jednym cytacie, i Mama dostała mieszkanie z telefonem, co w tamtych czasach było wielkim luksusem!
Na cmentarzu bratanek Zofii opowiedział ciekawy epizod z pierwszych miesięcy Jej życia:
Zofia była piątym z sześciorga dzieci Jana Krukowskiego i Franciszki z domu Piskozub. Rodzice byli nauczycielami z powołania. To powołanie przeniosło się na trójkę ich dzieci: Zosię, którą dziś żegnamy, a także pochowanych na tym cmentarzu Stanisławę i Juliusza. Mówiła o sobie, że jest w czepku urodzona. Koń zaprzężony do bryczki, którą jechała do chrztu, spłoszył się. Gwałtowne szarpnięcie spowodowało, że mała Zosia w beciku wypadła z bryczki, ale na szczęście nie pod koła! Ta historia przez Ciocię była nie tak często opowiadana. Myślę, że to był fundament Jej życiowego optymizmu.
Profesor Krystyna Zygmunt, polonistka i bibliotekarka V LO, tak zakończyła swoje pożegnanie:
„Czy życie ma sens, jeśli musimy umrzeć?” – pytał Tadeusz Różewicz w „Ostatniej rozmowie” i odpowiadał:
„życie ma sens tylko dlatego
że musimy umierać
życie wieczne
życie bez końca
jest byciem bez sensu
światłem bez cienia
echem bez głosu”
Zosiu! – Los podarował Ci długie życie, pełne, bogate w doświadczenia, radości i troski, wypełnione pracą. Teraz odpoczywaj w pokoju! A my tu zebrani pamiętajmy o zmarłej Zosi, a także o słowach Wisławy Szymborskiej, że „umarłych wieczność dotąd trwa, dokąd pamięcią się im płaci”. – Godne podziwu było to, że emerytowana profesor Krystyna, nawet cytując poetów, nie korzystała ze ściągi!
Bardzo emocjonalne słowa wypowiedziała przyjaciółka Zmarłej, prof. Helena Piotrowska, emerytowana pedagożka szkolna V LO:
Przyjaźniłam się z Zosią zaraz po odejściu na emeryturę. Wcześniej pracowałam z Nią razem w szkole. Dziękuję Ci za przyjaźń! Byłaś szczera, otwarta, można było Ci powierzyć wszystko, najtrudniejsze sprawy. Nie zawiodłaś, nie doniosłaś na nikogo, byłaś uczciwa, można było na Tobie polegać. To dziedzictwo, które pozostawiłaś po sobie, nigdy nie zatrze czas, bo ono pozostanie w naszych sercach. I za to wszystko Ci dziękuję. Dziękujemy Ci za Twoje dobro – powtarzam – piękno i miłość.
Ostatnią przemowę wygłosiła starsza córka Zofii – Jolanta:
Mama również została doceniona przez zwierzchników: dostała Złoty Krzyż Zasługi i brązowy medal „Za zasługi dla obronności kraju”. Prowadziła społecznie, jako przewodnicząca, sekcję Bibliotekarzy Szkolnych i Pedagogicznych w Stowarzyszeniu Bibliotekarzy Polskich. Była przewodniczącą Samokształceniowego Zespołu Bibliotekarzy Miasta Wrocławia, udzielała się na wielu polach. Zawsze była po stronie życia, nigdy nie zajmowała się śmiercią. Obcowanie z Mamą to była sztuka, zwłaszcza w rozmowie. Bardzo się cieszę, że miałam taką nietuzinkową Mamę, właściwie była tak wyjątkowa, że cieszę się, że mogłam z taką Osobą na co dzień obcować. Będzie nam bardzo Mamy brakowało. Ale nie chcę, by moment ten był smutny – na pewno Mama nie życzyłaby sobie, żebyśmy byli smutni, a wręcz przeciwnie, abyśmy jednak cieszyli się, nawet w tym ostatnim momencie!
Wracałem z Cmentarza Grabiszyńskiego już któryś raz, bo przecież leży tu moja najbliższa rodzina i na pewno, jako mieszkaniec Grabiszynka od 60 lat, też tu spocznę, ale po raz pierwszy przeżyłem nie smutny pogrzeb, lecz pożegnanie osoby spełnionej w miłości bliskich. A nawet w mej głowie zakwitło nieśmiałe marzenie: może i mnie niebawem wszyscy tak pięknie pożegnają?!…
WW, zdjęcia Grzegorz i Robert Lisowie, teksty przemówień spisane z nagrania wideo.